Mural David Bowie – takie dzieło pojawiło się niedawno na ścianie bloku przy ulicy Marii Kazimiery 1 w Warszawie. Wbrew temu, co wypisano na towarzyszącej muralowi tablicy, wypada odczytać go raczej jako wyraz uznania dla twórczości zmarłego w styczniu tego roku artysty, niż jako pamiątkę jego pobytu w Warszawie.
Wizyta Bowiego w stolicy w kwietniu 1976 roku trwała raptem kilka godzin. Podczas postoju pociągu relacji Zurych – Moskwa na Dworcu Gdańskim muzyk wyskoczył do Empiku i kupił płytę. To zdarzenie z podobnej ligi, co znalezione na siłę polskie korzenie u odnoszących sukces zagranicznych sportowców. Chociaż podobno zakupiona wtedy płyta zespołu Śląsk stała się inspiracją do powstania utworu pod wiele mówiącym tytułem Warszawa.
Sama muralowa inicjatywa jest godna odnotowania, cieszy zwłaszcza fakt, że postaci w końcu „niepomnikowej” oszczędzono spiżowego monumentu. Dzieło stanowi też miłą odmianę po muralach wojenno-martyrologicznych.
Projekt muralu wybrano w konkursie, po wstępnej selekcji dwie propozycje poddano pod głosowanie w Internecie. Także w Internecie zebrano część środków na wymalowanie Davida, resztę dołożyli sponsorzy.
Sam malunek nawiązuje z jednej strony do wizerunku scenicznego artysty, z drugiej mamy akcent warszawski w postaci Pałacu Kultury i motyw ludowy zapewne odnoszący się do Śląska. Całość jest zgrabna i czytelna. Jak już kiedyś wspominałem, nie jestem specjalnym miłośnikiem murali „ku czci”, ale mural przy Marii Kazimiery wypadł całkiem nieźle.
Nieuchronne wydaje się teraz odnalezienie polskich tropów u kolejnego artysty, który odszedł w dwa tysiące szestnastym. Czy Prince pojawi się na muralu, czy też dostanie skwer swojego imienia w gdzieś na Tarchominie?