Dwa tysiące trzysta kilometrów piechotą przez góry, pustynne góry w Iranie. Okazuje się, że w świecie masowej turystyki ostali się jednak hardkorowi podróżnicy. A jeden z nich niedawno wydał książkę.
Książka Pieszo do irańskich nomadów Łukasza Supergana to zapis takiej właśnie, karkołomnej wyprawy. Podczas gdy większość z nas minimalizuje niepewność w podróży i sprawdza w Internecie opinie o wygodzie hotelowych łóżek, ten gość rusza piechotą w teren, w którym trudno nawet o aktualne mapy.
Poczynania autora śledzę już od jakiegoś czasu. Najpierw były to relacje z długiej podróży do Azji, potem stopniowo wyprawy stawały się coraz oryginalniejsze. Samotne przejście z Warszawy do Santiago de Compostela, zimowy „spacer” łukiem Karpat. No i właśnie eskapada po pustynnych górach Zagros.
Przejście górami z Terbizu nad zatokę Perską to dość szalona koncepcja. Od pierwszych kłopotów z wizą na tak długi pobyt w Iranie, przez problemy z planowaniem i nawigacją w terenie, po spotkania z lokalną policją i czymś na kształt tamtejszej bezpieki. No i rzeczy oczywiste na pustyni: brak wody oraz wysoka temperatura. Z tych mniej oczywistych: śnieg. Zdecydowanie nie jest to pomysł dla każdego.
Łukasz Supergan za cel wyprawy postawił sobie spotkania z irańskimi nomadami. I faktycznie w relacji sporo jest opisów spotkań z Irańczykami, chociaż nie tylko nomadów autor napotkał na swojej drodze. Książka pokazuje dobitnie, że bez gościnności ludzi trudno byłoby zakończyć przejście Zagrosu, a może i wrócić do domu w jednym kawałku.
Ważną częścią grubego grzbietu książki są zdjęcia. Księżycowe krajobrazy przeplatane portretami pasterzy i dzieci, zdjęć kobiet z oczywistych powodów jest niewiele. Tu mam pewien niedosyt, chciałoby się widoków z wyprawy zobaczyć więcej. Zdaję sobie jednak sprawę, że wtedy wyszedłby z tego wolumin o gabarytach encyklopedii.
Czterysta sześćdziesiąt jeden stron przeczytałem w sumie w trzy wieczory. Rzecz napisana przystępnie, są elementy sensacyjne (aresztowania) i nagłe zwroty akcji, są i objaśnienia z historii najnowszej. Dla mnie miejscami nużący był jedynie patos i sentencje w rodzaju „podróżujesz, żeby stać się lepszym człowiekiem”. Ale może trudno mieć do autora pretensje, że podróże, dla których rzeczy poświęcił, traktuje bardzo poważnie.
Warto doczytać do końca, bo podróżnik szczerze pisze o momentach zwątpienia w sens całego przedsięwzięcia i o rzeczach, które mu się nie udały. I to zdecydowanie odróżnia go od turystycznych celebrytów, którzy uśmiechają się z okładek popularnych pozycji o wycieczce na koniec świata.
Za udostępnienie egzemplarza dziękuję wydawnictwu Muza.