Przyjdzie Mordor i nas zje czyli tajna historia Słowian Ziemowita Szczerka to fabularyzowany pamiętnik z wyjazdów na Ukrainę. Czy nawet konfabulowany pamiętnik. Ale w istocie rzecz jest znacznie głębsza. Po pierwszym i drugim rechocie przychodzi refleksja i miejsce na niewesołe miejscami przemyślenia. Zwłaszcza jeśli, tak jak ja byliście swego czasu na Ukrainie i przemawiał do was ogólny rozkład, sowieckie pozostałości i cały ten ukraiński hardkor. Łapówki na granicy, łapanie czarnej wołgi w charakterze taksówki, babuszki oferujące noclegi na dworach. Wypisz wymaluj Polska piętnaście lat temu, tylko że wszystko bardziej.
Po co na wschód
No i zaczyna się człowiek zastanawiać w jakiej właściwie roli był u sąsiadów. Czy faktycznie czysto poznawczo, zobaczyć czego nie widział, popatrzeć jak ludzie sobie ułożyli życie, na przyrodę pozerkać? Czy może jednak się dowartościować. No bo u nas jednak drogi lepsze, a i panie kultura jednak większa, bo służbowego chamstwa nie ma. A i wódki tyle już nie pijemy, raczej rzemieślnicze piwo albo lampkę wina do kolacji.
I wbrew oczekiwaniom w książce nie chodzi o paradę sowieckich osobliwości i rechot więźnie w gardle w pewnym momencie. Bo może jednak poszukiwanie „ruskiego” hardkoru nie jest z zupełnie innego porządku niż zwiedzanie slamsów. Dla mnie książka okazała się być znacznie poważniejsza niż podejrzewałem. I to mimo lekkiej formy i faktu, że jest nie można jej odmówić zabawności.
Szczerek w stylu Gonzo
Szczerek ma talent do szycia rzeczywistości z konfabulacją, a szwy są misterne. Trochę jakbyście oglądali Las Vegas Parano, tylko zamiast kabrioleta jedziemy marszrutką, zamiast palety narkotyków jest balsam Wigor A jednak cały czas ma to walor poznawczy, a i do myślenia może skłonić. Zwie się to ponoć reportażem w stylu Gonzo.
Niewątpliwie jest to styl odmienny od dominującego w Polsce, nie stawiajcie tej książki na półce z pozycjami wydawnictwa Czarne. Nie ten pomysł na świat. Mnie Szczerek kupił tą książką od pierwszych stron.