Oswajanie Izraela dobrze zacząć od wersji light. W Tel Avivie w szabas znajdziecie otwarte knajpy i raczej nikt nie obrzuci Wam samochodu kamieniami (co ponoć zdarza się w Jerozolimie w ortodoksyjnych dzielnicach). Plaża łagodzi obyczaje, a szakszuka zjedzona na późne śniadanie wzmocni Was przed szwędaniem się po zakamarkach Tel Avivu i Jaffy. Jeśli oczywiście uda się opuścić plażę.
Na początku pociąg z lotniska gdzieś na suburbia, a potem dojazd szerutem, czyli po prostu busem. W towarzystwie rosyjskojęzycznej młodzieży zmierzającej na imprezę. Młodzież taksuje wzrokiem nasze plecaki i głośno ubolewa, że co to za kraj, gdzie jest tak drogo, że turyści nie biorą taksówki z lotniska. Prorocze to słowa, bo zabukowany przez internet Front Beach Hotel okazuje się być w miarę przyzwoitym hostelem. Cena nadal hotelowa.
Kultura plażowa
Pierwszy wieczorny kontakt z miastem nie zachwyca. Chaotyczna zabudowa, improwizowane instalacje zupełnie w stylu arabskim. Ale wystarczy poczekać do rana i wyjść na plażę, miasto pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Zaczynam od wspomnianej szakszuki – to w dosłownym tłumaczeniu „bałagan”. Natomiast namacalnie na talerzu lądują jajka w otoczeniu duszonych pomidorów, bakłażana i przypraw. Do tego koktajl ze świeżych owoców i widok na plażę. A tam miejscowa ludność oddaje się czynnościom rekreacyjnym. Rowery, rolki, leżenie plackiem, Sporo amatorów odbijanie piłeczki drewnianymi rakietkami. Są też zbiorowe tańce. Kultura plażowa pełną gębą. Kusi, żeby tu zostać.
Są powody, żeby zobaczyć coś więcej
Ale warto ruszyć się w głąb. Do obejrzenia jest na przykład Białe Miasto – skupisko budynków w stylu Bauhaus. Poważnie rozważcie tę pozycję, bo to największe skupisko budynków w tym stylu (na liście UNESCO!), Bauhaus będziecie już mieli odhaczony po wsze czasy.
Dalej mamy dzielnicę Neve Tzedek – miejsce, skąd wypączkował Tel Aviv. Ładne stare domy, zwykle odszykowane, bo to raczej zamożna dzielnica.
W krótkich spodenkach i sandałach swobodniej poczujecie się we Florentynie. Miłośnicy street artu będą wniebowzięci. Więcej tu, ale i poniżej wrzucam kilka naściennych atrakcji.
I wreszcie Jaffa. Najstarsza, arabska część miasta w obecnych granicach. Do zobaczenia Stary Port (jeden z najstarszych na świecie), latarnia morska i meczet z dwunastego wieku. I koniecznie chodzenie bez planu po klimatycznych zaułkach. Po drodze można uzupełnić elektrolity świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym i wzmocnić się hummusem. Niespiesznie, bo plaża łagodzi obyczaje. Na Izrael w wersji hard przyjdzie czas. W Jerozolimie.