Nie zrozumcie mnie źle – tallińska starówka jest godna uwagi, zresztą jeszcze o niej napiszę. Tym razem jednak zamiast zabytków Tallina serwuję porcję street artu w postindustrialnym sosie. Tej pozycji nie ma jeszcze na liście UNESCO, co nie znaczy, że można ją pominąć. Sami zobaczcie, dziś dużo zdjęć.
Telliskivi – pofabryczny kompleks w Tallinie
Jeden z przyjemnych dni w estońskiej stolicy spędziłem w Telliskivi – pofabrycznym kompleksie zamienionym na centrum lokalnej hipsterki. Oficjalna nazwa – Telliskivi Kreatywne Miasto – brzmi niezbyt zachęcająco. Jeśli jednak szukacie street artu i starych pofabrycznych zabudowań, to dobrze trafiliście.
Dla chętnych są też sklepy z artykułami nie-pierwszej potrzeby (wszelkiej maści dizajn, kosmetyki z mchu i takie tam). Dla wszystkich dobre żarcie i całkiem niehipsterski bazar z zaopatrzeniem od artykułów spożywczych, przez starzyznę, po socjalistyczne dewocjonalia i nagrobki. Sami więc widzicie, że oferta dla każdego.
Kolejowe korzenie Telliskivi
Telliskivi znajduje się niedaleko dworca kolejowego i całkiem blisko starówki. Pierwsze budynki powstały tu jeszcze w dziewiętnastym wieku na potrzeby estońskiej kolei i te kolejowe korzenia nadal w kompleksie widać. Poza nieużywanymi torami kolejowymi znajdziecie tu całkiem używane wagony kolejowe, można w nich zjeść obiad.
Hipsterka z ludzką twarzą
W obecnym kształcie miejsce funkcjonuje od 2009 roku i porównując je z podobnymi miejscami w Polsce (na przykład warszawskim Soho Factory) muszę przyznać, że funkcjonuje całkiem nieźle. Jest sporo ciekawej sztuki ulicznej, poza nietanimi sklepami jest zupełnie demokratyczny bazar bez wielkiego zadęcia. A i zjeść można bez widma bankructwa. Co prawda nieuniknione widmo gentryfikacji czai się już w okolicy. Tuż obok, w dzielnicy Kalamaja, między podniszczonymi, drewnianymi budynkami deweloperzy leją beton pod apartamentowce.
Ale samo Telliskivi ma przyjemny, nie nazbyt elitarny charakter. Chociaż, kiedy chciałem do obiadu zamówić kwas chlebowy, kelnerka spojrzała na mnie z wyraźnym wyrzutem. Zapewne popełniłem podobny nietakt, jak zamówienie żętycy na warszawskim Placu Zbawiciela. Przypis dla mlekosceptyków: żętyca to serwatka z mleka owczego. Przypis dla pozostałych: Plac Zbawiciela to epicentrum stołecznej hipsterki.
Nadal sporo ceglanych hal stoi pustych, więc pojawienie się nowych atrakcji to tylko kwestia czasu. Ja odpocząłem w Telliskivi od nieco sztywnej i oficjalnej starówki. Wpadnijcie tu, jeśli zmęczy Was średniowieczna zabudowa.
Na jednym ze zdjęć ewidentne Yaycowanie by TVP 🙂 ciekawym czy antyki w Tallinie to jedyni byle CCCP ?
Na targu były też i inne antyki, z racji malowniczości do zdjęć załapały się tylko sowieckie artefakty.