Pytacie w listach: gdzie zjeść dobre trufle? To znaczy pytacie głównie, gdzie dają najlepszy kebab, ale dziś mamy odcinek deluxe. Odwiedzamy włoskie miasto Alba, w Piemoncie. Znane z trufli i ruchu slow food. Nieśmiało zahaczymy też o winne Barolo.
Przyznam, że trufle kojarzyły mi się głównie z aromatyzowaną oliwą. Oliwą o zapachu, łagodnie mówiąc, charakterystycznym. Cena kilograma trufli, oscylująca w granicach kilkunastu tysięcy złotych, nie dawała mi wielkich nadziei na truflową wyżerkę.
Bielszy odcień grzybni
Szczęśliwie smak i zapach trufli jest na tyle intensywny, że do dań stosuje się niewielkie ilości tego podziemnego grzyba. Najbardziej cenione, białe trufle podaje się na surowo (podgrzane tracą wyrazistość) w postaci wiórków lub cieniutkich plasterków. Czarne trufle z kolei można traktować mniej delikatnie.
Powyższe rozróżnienie na czarne i białe trufle jest trochę prostackie, bo gatunków trufli jest kilkadziesiąt i znawcy potrafią pewnie rozprawiać o różnicach między odmianami letnimi i zimowymi. Ja, na swoje amatorskie potrzeby przyjąłem do wiadomości, że w Albie można zjeść dobre trufle. Jesienią odbywa się tu doroczny Festiwal Trufli, gdzie walizki z gotówką możecie wymienić na słynną włoską grzybnię.
Prosty przepis na trufle
Szczęśliwie nie jestem blogerem kulinarnym, dlatego zwykle makaron nie stygnie mi podczas sesji zdjęciowej na stole, a matryca aparatu nie jest umazana sosem. Tym razem jednak na potrzeby odcinka deluxe uwieczniłem pastę z truflami. Opinie co co walorów estetycznych są podzielone.
Jeśli chodzi o smak: mało przypominało to truflową oliwę, aromat jest bardziej delikatny, chociaż specyficzny i nie każdemu przypadnie pewnie do gustu. Ma w sobie coś orzechowego. Zwykle trufle serwuje się w towarzystwie niedominujących dodatków: wystarczy oliwa,makaron i przyprawy. Ciekawie chrupie pod zębami cienko pokrojony, surowy grzyb. Czy jest się o co bić, i czy należy w tej chwili kupić bilet do Alby? Moim zdaniem niekoniecznie. Ale jeśli jesteście w okolicy, spróbujcie.
Slow Food i oddychające kieliszki
Piemont jest polecany wszystkim miłośnikom włoskiego jedzenia. Rejon Alby (prowincja Cuneo) stoi także winnicami, niedaleko Alby leży miasteczko Barolo znane ze świetnego wina. To w tych okolicach w 1986 roku powstało włoskie stowarzyszenie Slow Food. Knajpy w Albie chętnie nawiązują do slow food, co pewnie ułatwia im kasowanie kilku dodatkowych euro.
Jeśli liczycie na pałaszowanie trufli w małym, uroczym miasteczku, Alba trochę Was rozczaruje. To dobrze naoliwiona turystyczna maszyna, ze wszystkimi tego konsekwencjami: zorganizowanymi grupami amerykańskich smakoszy, sprzedażą „oddychających” kieliszków do wina i dosłownie każdym produktem na bazie trufli jaki jesteście sobie w stanie wymarzyć. Luksusowe hotele i drogie restauracje. Nieźle jak na stolicę podziemnej plechy.
Powrót to Alby nie kusi mnie jakoś specjalnie. Natomiast przejażdżka samochodem między winnicami oblewającymi zbocza okolicznych pagórków obudziła we mnie chęć na wino z Barolo. Bez oddychającego kieliszka głupio mi się tam jednak pokazać.