Camogli to dawna rybacka wioska w Ligurii, o której mój przewodnik z osamotnionym globusem nawet się nie zająknął. A szkoda, bo jest tu zdecydowanie spokojniej niż w pobliskim Portofino, a tutejsza zatoka z kolorowymi fasadami nie ustępuje urodą bardziej znanemu sąsiadowi.
Pięciuset kapitanów w Camogli
W średniowieczu Camogli było znaczącym portem, jeszcze pod koniec dziewiętnastego wieku na dwanaście tysięcy mieszkańców przypadało 500 kapitanów pływających obiektów różnej maści.
Dziś mieszkańców jest już o połowę mniej, a kapitanowie zajęli się obsługą turystów. Cały czas jednak w przystani znajdziecie łodzie. Jako, że zupełnie się na łodziach nie znam, chętnie się wypowiem: otóż większość wygląda na jednostki rekreacyjne, ale część służy połowom.
Na zboczu schodzącym do morza stoi szpaler kolorowych domów, większość odnowiona i odmalowana. Najciekawiej wyglądają jednak te zabudowania, gdzie daje o sobie ząb czasu wspomagany przez ostre liguryjskie słońce. Tak jak na zabudowaniach przylegających do kościoła, gdzie można kontemplować kolejne, wypłowiałe warstwy farby i pęknięcia tynku. Na nadbrzeżu przesiadują mieszkańcy, niespiesznie przeglądający prasę. W oknach wisi pranie.
Tuńczyk i plażowy handel
Dla amatorów opalania dostępna jest kamienista plaża, dla amatorów opalania połączonego z zakupami dostępna jest oferta plażowych komiwojażerów. Niezależnie od zapatrywań na handel detaliczny warto zameldować się w jednej z lokalnych knajpek i spróbować steku z tuńczyka marynowanego w soku z cytryny. W środku lekko różowy, ale już nie surowy. Wszystko z widokiem na ścianę kolorowych budynków.
Poza spacerem promenadą warto też spróbować wspiąć się pod górę jedną z wąskich uliczek. Nie tylko spalicie kalorie z tuńczyka, jest też szansa na zgubienie się w jakimiś malowniczym zakątku.
Nie ma się co łudzić, że będziecie tu sami, to miejsce popularne wśród turystów. Mimo to, nie ma tłumów i można w Camogli spędzić przyjemne popołudnie. Wygląda trochę jak Portofino w większej skali, za to bez luksusowej otoczki.
Zbliżamy się do końca liguryjskiej eskapady, w zanadrzu mam jeszcze miejsce, gdzie opalają się Liguryjczycy. Bo, że nie robią tego w żadnym z miasteczek Cinque Terre, to pewne.