Kolejne miasto udające Wenecję, tym razem portugalskie Aveiro. Pamiętacie wpis o Pułtusku? Tym razem chyba jednak bliżej oryginału. Chociaż Wikipedia twierdzi, że porówania Aveiro z włoskim pierwowzorem są mocno przesadzone. Ciekawe, czy byli w Pułtusku.
Aveiro leży jakieś 250 kilometrów na północ od Lizbony, od Porto 75 na południe. Miasto było swego czasu sporym portem handlowym i rybackim, ale w szesnastym wieku wielki sztorm poprzestawiał klocki: powstała mierzeja oddzielająca miasto od oceanu. Miejscowi rybacy nie zaczęli jednak palić opon pod miejscowym sejmem żądając dopłat do sprowadzania ryb z drugiego końca kraju. Przebranżowili się z połowu ryb na połów (zbieractwo?) wodorostów. Wodorosty podobno świetnie nadają się na nawóz.
Łodzie służące do połowu wodorostów, nazywane moliceiros służą dziś do transportu turystów. Wyglądają trochę jak gondole, a na użytek gawiedzi wymalowano na nich nie do końca poprawne politycznie scenki. Nie żeby od razu kwestie rasowe, ot po prostu golizna.
Łodzią i na piechotę
Nie bez przyczyny miasto nazywają portugalską Wenecją. Jest przedzielone kilkoma kanałami wzdłuż których wznoszą się kolorowe budynki, część z nich z fasadami pokrytymi azulejo – charakterystycznymi płytkami ceramicznymi. Punktem obowiązkowym wizyty w Aveiro jest oczywiście zapakowanie się na łódź i obejrzenie miasta z perspektywy kanałów. Jednak szwędanie się po uliczkach starej części miasta też ma swój urok. Warto wybrać się na Plac Republiki, przy którym stoi urokliwy kościół pokryty azulejo. Znajdziecie też muzeum Art Nouveau.
Dla mnie sporą atrakcją były oryginalne rzeźby i coś na kształt płaskorzeźby na kaflach. Rzecz całkiem nowoczesna i przykuwająca uwagę. Zresztą zobaczcie sami.
W sumie można tu przyjemnie spędzić pół dnia, a może i więcej, bo w mieście są też całkiem przyjemnie plaże. Gdybyście chcieli zabawić jeszcze dłużej, to miejscowy uniwersytet ma dobre opinie. Trochę żałuję, że na Erasmusa już w moim przypadku trochę za późno.
Kogel mogel po portugalsku
Aveiro jest znane jeszcze z jednej rzeczy – Ovos Moles, czyli deseru przygotowanego z żółtek i cukru. Coś na kształt ciastka z zagęszczonym koglem moglem. Próbowałem, nie zapadło mi jakoś szczególnie w pamięć. Ale przy kawie pitej nad kanałem w sierpniowym słońcu nie wypada chyba narzekać na deser.
Cześć,
co prawda w Pułtusku nie byłam, natomiast ostatnio zawitałam do innego miasta, które mogłoby konkurować z Wenecją pod względem infrastruktury kanałowej. Mianowicie: Hamburg. W kwestii wyjazdu zimowego Portugalia zdecydowanie wygrywa (zazdroszczę pięknej pogody). Jeśli jednak będziesz chciał podrążyć temat weneckich inspiracji, to polecam Hamburg. Na wskroś niemiecki porządek i estetyka, kawał eleganckiej architektury, komunikacja miejska bez zarzutu. Jest co fotografować.
Zaciekawiliście mnie tym wpisem 🙂 W Przyszłym roku planuję ruszyć na północ od Lizbony tak więc dopisuję Aveiro do miejsc do odwiedzenia 🙂 poza Porto, oczywiście 😉