Jest zima. Zew podróży się budzi. Tak się składa, że nie masz w garści biletów do Wietnamu, ba, nie masz nawet biletów do Rzymu. Jedziesz więc na dworzec i kupujesz bilet do Skierniewic, przez Żyrardów. I to jest dobry wybór, jeśli tylko lubisz miejsca nieoczywiste.
Czerwony Żyrardów
Jedziemy. Pięćdziesiąt trzy minuty później lądujemy na dworcu Żyrardów Galaktyczny. Albo po prostu Żyrardów. Peron jest nieco zmęczony życiem. Ale w sumie kto nie jest.
Za to budynek dworca całkiem ładny, z 1922 roku. Formą przypomina dworek, a w środku można namierzyć piece kaflowe.
Wysiadamy wyposażeni w wiedzę faktograficzną: początek miasta to założenie mechanicznej przędzalni lnu. A nazwa wzięła się od jegomości de Girarda, który zmajstrował maszyny wykorzystywane w tej przędzalni. Ruszamy w stronę ceglanych budynków mieszkalnych. Czerwone zabudowania przywodzą na myśl dziewiętnastowieczną Łódź albo górniczy Nikiszowiec. Malowniczo. W dużym mieście taka okolicę niechybnie zaludniliby artyści do spółki z modną młodzieżą, a kawa kosztowałaby minimum dwanaście złotych. Z drugiej strony nie chciałbym zaplątać się tu po zmroku, zakątki mogłyby okazać się mało przyjazne.
Nad okolicą góruje kościół, także w ceglanym klimacie, chociaż styl już raczej neogotycki. A niektórzy twierdzą nawet, że to gotyk mazowiecki. Brzmi jak jedna z moich konfabulacji, ale tym razem to prawda. Niedaleko budynek Starej Przędzalni, przerobionej na lofty. Lokale chyba ciągle do kupienia. Wydaje się, że pomysł na lofty trochę wyprzedził swój czas, albo jednak rewitalizacja poprzemysłowych terenów udaje się raczej w większych miastach. W każdym razie nie zaobserwowałem żadnych objawów przejęcia okolicy przez drogie sklepy i artystowski towarzystwo. Większość dziewiętnastowiecznej zabudowy przetrwała do naszych czasów, a do lokalnego rejestru zabytków wpisano około 300 budynków. Miasto przygotowało szlak po osadzie fabrycznej: http://www.zyrardow.pl/1485,szlak-turystyczny-spacer-po-xix-wieczej-osadzie-fabrycznej.html
Skwapliwie z tego korzystamy instalując się w kawiarni Tygielek i jak to w kawiarni zamawiamy piwo. Niczym w porządnym projekcie, ten kamień milowy wyznacza koniec etapu żyrardowskiego i zwiastuje początek przygody skierniewickiej. Po drodze oczywiście pe ka pe, ulubiony dostawca przemieszczeń w przestrzeni.
Skierniewice pomnikami stoją
Mija minut siedemnaście i już kolejna, za przeproszeniem, destynacja staje się naszym udziałem. Ceglany dworzec robi wrażenie. To zresztą tu rozgrywa się końcowy (lub nie, w zależności od interpretacji) etap życia Wokulskiego z Lalki. Jego pomnik znajdziecie na peronie.
Druga postać związana z miastem to profesor Pieniążek, twórca miejscowego Instytutu Sadownictwa oraz króla polskich jabłek – ponoć dokonał rewolucji w polskim sadownictwie. Zatem pomnik dzieciaka z owocem napotkacie w Skierniewicach. A na rynku dodatkowo pomnik profesora w dość typowym ostatnio wydaniu: ławeczka z upamiętnionym. Za ławką jabłoń, także piękne ujęcie z profesorem gwarantowane. Do kolekcji za Szwejkiem w Sanoku, Tuwimem w Łodzi, Poświatowską w Częstochowie. Pomysł zejścia z postumentów przyjął się jak kraj długi i szeroki.
Rynek jest wyremontowany, powierzchnia równa, fasady otynkowane. Nie trzeba jednak odchodzić daleko, żeby natknąć się na rzeczywistość zgoła odmienną – odrapane podwórza, bezkształtne place, obnażone zaplecza. Ale to żaden przytyk do Skierniewic. Nie przyjechaliśmy tu w poszukiwaniu kurortu, raczej dostajemy to, na co mogliśmy liczyć. Dobrze że fasady i pomniki ciągną rzeczywistość, wiadomo też, że nie da się od razu wypudrować wszystkiego.
Na koniec tradycyjnie czas się pokrzepić, polecam restaurację Alhambra: http://alhambra-sk.com/ Jeśli obudzi się w Was zew podróży, kupcie sobie bilet. Żyrardów i Skierniewice to tylko pretekst żeby ruszyć się z domu.
no jakbym tam był!