Zwiedzanie Tykocina planowałem już od dawna. W głowie miałem wizję małego, spokojnego miasteczka z ciekawą historią. Atrakcje Tykocina z pewnością nie rozczarowują. Ale turystyczne autokary na ulicach zaświadczają, że w słoneczny weekend trudno liczyć na senne, nikomu nieznane miasteczko. Co nie znaczy, że nie warto Tykocina zobaczyć. W planie zwiedzania synagoga, zamek i ciekawe lokalne muzeum.
Wielka Synagoga w Tykocinie to główna atrakcja miasta
Dawne synagogi w polskich miastach rzadko zachowały się w dobrym stanie. Nieczęsto też można do nich w ogóle wejść. Na tym tle Wielka Synagoga w Tykocinie z miejsca dostaje pięć gwiazdek. Mimo, że zdewastowano ją podczas II Wojny, a potem służyła za magazyn, udało się odrestaurować wnętrze i doprawdy jest co podziwiać. Obecna bożnica powstała w siedemnastym wieku i cieszyła się swego czasu sporym prestiżem. W końcu tutejsza gmina żydowska wielkością ustępowała tylko gminie krakowskiej. Wieki temu ludność żydowska stanowiła zdecydowaną większość mieszkańców Tykocina, przed II Wojną niemal połowę.
Na ścianach głównej sali modlitewnej zachowały się napisy po hebrajsku z tekstami modlitw wraz z barwnymi zdobieniami. Środek zajmuje coś na kształt murowanej altany, także zdobionej – to Bima, czyli miejsce gdzie czytano Torę. Nad głowami znajdziecie ciekawe sklepienie i ozdobne żyrandole. Przez wysoko umieszczone okna do wnętrza sączy się światło. Całość pozwala poczuć atmosferę dawnego domu modlitewnego. Ale to jeszcze nie koniec, najciekawsze rzeczy kryją się w okalających główną salę przybudówkach.
Otóż znajdziecie tam wystawę żydowskich artefaktów. Co ważne, z krótkim wyjaśnieniem do czego dany przedmiot służy. Moim zdaniem to jedna z bardziej wartościowych ekspozycji tego typu: w prosty sposób przestawione są podstawy judaistycznej obrzędowości i zwyczajów dawnych żydowskich mieszkańców Tykocina.
W tej sekcji dowiecie się między innymi co to są kieliszki kiduszowe, jak celebruje się święto Chanuka i jak wygląda kalendarz żydowski. Do obejrzenia także zwoje tory i tefilin czyli pudełeczko z ustępami tory mocowane na czole podczas modlitwy. Żałuję, że nie trafiłem tu przed moją wizytą w Izraelu, wyruszyłbym wtedy do Jerozolimy z lepszą podbudową teoretyczną.
Dom Talmudyczny w Tykocinie
Pobliski dawny Dom Talmudyczny czyli tak zwana Mała Synagoga także mieści wystawę. Trochę malarstwa z tykocińskimi widokami, ekspozycja dotycząca etnografa Zygmunta Glogera oraz wątki z historii miasta. Dla koneserów ciekawy okaz pieca z ażurowych kafli. Także tu dowiecie się, że główny plac w Tykocinie do 1992 wyglądał nieco inaczej. Ruszajmy zatem na Plac Czarnieckiego.
Plac Czarnieckiego
Hetman Stefan Czarniecki został właścicielem Tykocina w uznaniu swoich zasług. I zabrał się do odbudowy miasta, zniszczonego w czasie Potopu Szwedzkiego. Pamiątką po tych czasach jest pomnik Czarnieckiego, na Placu (a jakże) Stefana Czarnieckiego. Plac jest całkiem urokliwy, chociaż brakuje na nim nieco wertykalnej zieleni, po ludzku pisząc: drzew.
I nie bez powodu: w 1992 przez miasto przeszła wichura, powalając drzewa w mieście, zrywając dachy i generalnie powodując jesień średniowiecza w dopiero co raczkującym kapitalizmie. Lokalne władze nie zdecydowały się na nowe nasadzenia, odwołując się do historycznego kształtu tego miejsca. Ponoć oryginalnie drzew nie było. Czy słusznie? Obejrzyjcie zdjęcia w Domu Talmudycznym i zdecydujcie sami.
Sam pomnik Hetmana postawiono w 1763 roku i po warszawskiej Kolumnie Zygmunta jest ponoć drugim najstarszym pomnikiem w kraju.
Kościół Świętej Trójcy w Tykocinie
Charakterystyczna żółta fasada przy głównym placu to barokowa świątynia z dwiema wieżami. Wchodząc przez bramę zwróćcie uwagę na znajdujące się na niej popiersia czterech ewangelistów. Ciekawa jest też frontowa ściana: wieże połączone są z główną częścią budynku czymś w rodzaju parawanu. W środku jak to w baroku, jest bogato: polichromie, pozłacany ołtarz i zdobione sklepienia. Organy zwieńczone figurami aniołów też nie zadowolą miłośników minimalizmu.
Muzeum Dziedzictwa w Tykocinie – drewniana architektura i historie mieszkańców miasta
Przy Placu Czarnieckiego pod numerem 10 mieści się ciekawa placówka muzealna. O koszcie wstępu decydujecie sami, wrzucając pieniądze do puszki. Muzeum traktuje o lokalnej drewnianej architekturze, przedstawia też wybrane historie mieszkańców miasta. Warto zajrzeć, zwłaszcza, że całość mieści się w klimatycznej chacie z malowanymi okiennicami i zadbanym ogródkiem.
Zamek w Tykocinie
Przekraczamy Narew charakterystycznym stalowym mostem i ruszamy w kierunku tykocińskiego Zamku. Już w piętnastym wieku stała tu drewniana warownia. Potem wzniesiono renesansowy zamek, który rozbudowano o cztery bastiony, które przydały się podczas kolejnych oblężeń warowni. W osiemnastym wieku zamek został zniszczony przez pożar i nie odzyskał już dawnego kształtu aż do rekonstrukcji z połowy wieku dwudziestego. Dziś zamek można zwiedzić z przewodnikiem.
Tykociński Alumnat
Alumnat to szpital dla inwalidów wojennych. Ten tykociński postawiono w siedemnastym wieku i pełnił swoją funkcję aż do początków ubiegłego stulecia. Okazuje się, że to jedyny zachowany do dziś alumnat w kraju, chociaż nie wszystkie elementy przetrwały: nie zachowały się dwie baszty i kaplica. Przybytek zapewniał byłym żołnierzom nie tylko zakwaterowanie i opiekę medyczną, ale i coś na kształt zasiłków, wypłacanych kwartalnie. Późnobarokowy budynek mieści obecnie restaurację.
Co zjeść w Tykocinie?
Skoro mowa o restauracji, to czas zmierzyć się z wyzwaniem, które stanowi część każdej wycieczki. Gdzie zjeść w Tykocinie? Poza wspomnianym Alumnatem opcji jest całkiem sporo.
Restauracja żydowska Willa Regent w Tykocinie
Czulent, kreplachy i śledź po izraelsku – takie specjały znajdziecie pod tym adresem. Kuchnia żydowska to także specjalizacja kolejnej restauracji w Tykocinie – Tejsza mieści się przy ulic Koziej.
Restauracja na Zamku w Tykocinie
Zamkowa kuchnia to dania lokalne, trochę dań z tradycji żydowskiej i staropolskie standardy. Do wyobraźni przemawiają już same nazwy, choćby Nadwiślańskie Gęsie Pipki, koszyk Białystokersów czy Zamkowy Sernik. Zjadłem smacznie, a o stolik w porze obiadowej było trudno.
Opowieści z Narwi
Ciekawe miejsce bez wielkiego zadęcia, za to z dobrym jedzeniem. Na domowy makaron z rakami i koperkiem wróciłbym choćby dziś. Lokal mieści się przy Placu Czarnieckiego 9.
Na deser mural w Tykocinie
Wędrówki brukowanymi tykocińskim uliczkami mogą przynieść nieoczekiwane znaleziska. Ja natknąłem się na mini mural z Franzem Kafką. Poszwędajcie się, może też znajdziecie coś ciekawego. A po wizycie w Tykocinie szczerze zalecam przemieszczenie się do pobliskiego Narwiańskiego Parku Narodowego.
A ja choćby dziś wróciłabym na czulent do Tejszy :). Nigdy nie jadłam poza Tejszą (no i kawką w alumnacie), ale widzę że ma mocną konkurencję w Tykocinie. Zwłaszcza ten makaron z rakami do mnie przemawia.
Ja trochę żałuję, że Alumnat był akurat zamknięty na jakieś wesele. Wróciłbym jeszcze do Tykocina, tylko nie w weekend. No i chętnie śnieżną zimą albo chociaż mglistym porankiem.
W ubiegłym roku pierwszy raz byłem na Podlasiu i to właśnie Tykocin zrobił na mnie największe wrażenie.