Hrubieszów. Najdalej wysunięte na wschód polskie miasto, brzmi zachęcająco. Oczyma wyobraźni widzę pochylone drewniane domy, przechadzających się z wolna mieszkańców, przydrożną knajpę z domowymi kartaczami. Może nie od razu cepelia, ale jednak sielanka. Główną atrakcją miasta są Sutki, murowane kramy. Grzech nie jechać.
Parkuję pod budynkiem, którego fasada tętni życiem. Cóż się tu nie mieści! Biuro Pisania Podań, Hrubieszowska Akademia Śpiewu, Lokalna Grupa Działania. Kredyty Chwilówki. Wyłamuje się z tej aktywnej powierzchowności tylko skromna tablica informująca, że mieszkał tu swego czasu major Hubal. Budynek wygląda na swoje lata, ale w przeciwieństwie do szyldów bije od niego jakaś szlachetność. Ciekawa stolarka okienna, przezierające tu i ówdzie cegły. Będzie dobrze, zwiedzamy dalej.
Na drodze staje punkt informacji turystycznej. I to nie byle jakiej. To Transgraniczne Centrum Informacji Turystycznej. W tej sytuacji nie przeszkadza mi nawet fakt, że drzwi zamknięto na głucho. W sumie jest na na nich kartka, że informacji udziela Wydział Oświaty, Kultury i Sportu Urzędu Miasta. Ciekawe czy do druku o udzielenie informacji w trybie ustawy o przygranicznym ruchu turystycznym trzeba dołączyć znaczek skarbowy. Śmiała próba przekształcenia zwiedzającego w petenta. Ale może to tylko kwestia lokalowa, pewnie się czepiam. Zresztą, jest sobota, kto by siedział w urzędzie.
Oczywiście, że do muzeum
Jeśli pamiętacie wpis o Otwocku, wiecie, że nie odpuszczam wizyt w lokalnych muzeach. Tm bardziej, że muzeum imienia Staszica w Hrubieszowie nie kasuje za wejścia w co cieplejsze soboty. Mieści się w ładnym, osiemnastowiecznym dworku. Ekspozycja jak to w lokalnym muzeum – można oględnie powiedzieć, że jest dość eklektyczna.
Nie urzekły mnie współczesne obrazy lokalnych twórców, ciekawszy jest dział etnograficzny. Przegląd sierpów, czerpak do miodu, lampa do prześwietlania jaj. Bez złośliwych uśmieszków wyznam, że nie byłem świadomy roli lampy jajczarskiej w procesie inkubacji jaj. Teraz używa się do tego prześwietlarek, ale chodzi o to samo, co kiedyś. W muzeum są też inne elementy wyposażenia izby i zagrody. Naczynia, pająki-ozdoby, dewocjonalia.
Warty uwagi jest dział historyczny. Znajdziecie w nim także historyczne szyldy sklepowe, zgoła inne od tych wiszących na dawnym domu Hubala. Jedne są świadectwem żydowskiej przeszłości Hrubieszowa, inne kryją swój przekaz w cyrylicy. Dla komputerowych geeków atrakcją będzie maszyna licząca z dziewiętnastego wieku – arytmometr. Autorem wynalazku był urodzony w Hrubieszowie Abraham Stern. Nie wiem ile operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę wykonuje ta przerośnięta maszyna do pisania, ale wygląda stylowo.
No ale nie mogę utknąć w muzeum, jestem ciekawy tych wschodnich klimatów. Gdzie te Kresy? No i są, to znaczy jest – cerkiew. Wystarczy przejść przez jezdnię. Hrubieszowska cerkiew prawosławna w obecnym kształcie powstała w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Źródła podają, że w stylu bizantyjsko-rosyjskim. Jestem w stanie w to uwierzyć, policzyłem kopuły i wyszło mi trzynaście. Podobno najwięcej w Polsce, jeśli chodzi o cerkwie. Budynek niestety zamknięty i częściowo przysłonięty rusztowaniem z powodu remontu, ale i tak robi wrażenie. To co widać jest już odnowione: żółto- białe tynki i lekko połyskujące, cebulowate kopuły. Może i wyobrażałem sobie bardziej odrapaną wersję, ale to w końcu dobrze, że Hrubieszów się remontuje.
Naprzeciwko barokowy kościół. Do kompletu była też kiedyś synagoga, niestety nie doczekała naszych czasów – została sprzedana i rozebrana na cegły. Jakieś sześćdziesiąt lat temu. Znakiem żydowskiej przeszłości jest już tylko cmentarz, a na nim kilkadziesiąt macew.
Dlaczego w Hrubieszowie bolą mnie Sutki?
Skoro już widzieliśmy tyle, czas na główną atrakcję: Sutki. Po drodze mijam nieczynny już chyba zakład czapniczy ze starym szyldem i wykoślawionymi drewnianymi drzwiami. Oj, zapowiada się dobrze. Vintage, retro, hipsteriada!
Hrubieszowskie Sutki to murowane sklepiki, kramy stojące wzdłuż wąskiej uliczki. Podobno rzecz dość unikalna w Polsce i wzorowana na wschodnich bazarach. Oryginalne kramy spłonęły na początku dwudziestego wieku, na zachowanych zdjęciach prezentują się faktycznie bardzo ciekawie. Jak prezentują się te dzisiejsze widzicie sami na zdjęciach poniżej.
To pomieszanie szyldozy przedmieść polskich miast ze słowiańskim wyobrażeniem o czajna tałn, wszystko zaprojektowane przez szwagra wożącego chemię z Niemiec. Klimat jest, nie da się ukryć. Teraz rozumiem, czemu nie jest łatwo uzyskać w Hrubieszowie dostęp do informacji turystycznej. To dane ściśle tajne, specjalnego znaczenia, lepiej żeby nie wyciekły. Ale jak mówią okuliści: co zobaczone, to się już nie odzobaczy.
Barwy kampanii w Hrubieszowie
Jeśli nie mogę wymienić sobie gałek ocznych, zaczerpnę chociaż świeżego powietrza. Wychodzę na Rynek, wita mnie pomnik przekrzywionego żołnierza. Oraz pożyczki pod zastaw wszystkiego, Hrubieszów pożycza najtaniej. Dla oka korzystniej ukryć się w tej sytuacji za obiektywem. O! Kandydat na prezydenta wisi nad reklamą jeansów. Będzie pamiątka.
Albo i nie, bo zbliża się do mnie jakiś jegomość, na oko koło pięćdziesiątki.
-A przepraszam, czemu Pan robi zdjęcie?
– A bo wie Pan, tu kandydat wisi, a tu jeansy, takie, ekhm, nietypowe zestawienie.
– Aha, aha. Bo wie Pan, to mój dom, to myślałem, że może dom mi Pan fotografuje.
– Nie, nie. Rozumie Pan. Kandydat, jeansy. Nietypowe.
– Bo to wie Pan, ja w Hrubieszowie spotkanie z kandydatem organizowałem. Przyjechał! I wie Pan co jeszcze wymyśliłem? Trzy koszulki mi z kandydatem zostały, a ten sklep z ciuchami na dole to mój. To założę, na manekiny, ludzie zobaczą jak będą szli. Dobre, nie?
Po krótkiej wymianie zwyczajowych uprzejmości pożegnałem lokalnego spindoktora. Jednak meandry kampanii to było trochę zbyt wiele jak na moją kondycję psychiczną po wizycie w Sutkach. Jedynym w miarę bezpiecznym miejscem wydała mi się pobliska kawiarnia Czekoladka.
Chociaż oba człony opisujące ten obiekt okazały się mylące. Gorącej czekolady nie ma. No bywa zimą, a kto podejrzewał, że dziś będzie zimno. Kawiarnia? Od wejścia uderza zapach, który ostatni raz czułem tak dojmująco piętnaście lat temu w Karczmie Rzym w Suchej Beskidzkiej. Stare drewno, przetrawiony browar, garkuchnia. I faktycznie ludność lokalne tłumnie się w Czekoladce stołuje. Co dzieje się z vis a vis w przybytku pod nazwą Słodkie Dzieciaki, nie podejmuję się zgadywać.
Hrubieszowski Don Pedro, ponoć kontrowersyjny
Azymut – dom Hubala. Stacyjka, zapłon, sprzęgło gaz. Nawigacja: na zachód. Po drodze jeszcze pomnik tajemniczego Szpiega z Krainy Deszczowców. Don Pedro po bliższym poznaniu okazuje się być Bolesławem Prusem. Autor znanych lektur urodził się na hrubieszowskiej plebanii. Już w domu doczytuję, że to najbardziej kontrowersyjny pomnik w mieście. Mijam też dwa klasycystyczne dworki przy głównej ulicy.
Nie zobaczyłem dwóch rzeczy, które potencjalnie dobrze rokują: drewnianych dworków (ponoć bogato zdobionych) i Browaru Sulewskiego zlokalizowanego w dawnym klubie garnizonowym. Ale sami rozumiecie, każdy ma swoją wytrzymałość. Czy też jak napisaliby blogerzy bardziej optymistyczni: będę miał powód, żeby do Hrubieszowa wrócić.
Na koniec natykam się na siedzibę Wydziału Oświaty Kultury i Sportu, Transgraniczne Centrum Wiecie Czego. Nie mam już śmiałości spytać o Sutki. Zresztą gdzie ja w sobotę kupię znaczek skarbowy, kasa pewnie nieczynna.
Mimo tak surowej i według mnie niesprawiedliwej oceny, będziemy tu wracać. To nasze małe miasteczko na H…
I ja to doskonale rozumiem, ale trochę inaczej ocenia się swoje miasto, a inaczej z pozycji turysty.
No trzeba przyznać, że żeby znaleźć coś równie brzydkiego niż hrubieszowskie Sutki, to trzeba pewnie jechać do wałbrzycha 😉 Miasto kompletnie nie dba o swoje zabytki i jest okrutnie brzydkie.
Gdyby chociaż ujednolicić szyldy, w jakiejś stylizowanej formie, może Sutki nie uderzałyby tak mocno..
Tak samo wygląda zachód, miasta przy granicy niemieckiej. China Town na całego, można dostać zawału.
Jak by kto naszego miasteczka nie opisywał klimat jest tu jedyny w swoim rodzaju a prawdziwych uroków nie da się poznać przez krótki przejazd z nawigacją… Natomiast powodem do powrotu miejmy nadzieje już w niedłógim czasie będą podziemia Hrubieszowskie o których autor niestety nie wspomniał a szkoda bo to dopiero „Kawał Historii”.
A kolejną ciekawą rzeczą jest to, iż w Hrubieszowie przebywało lub urodziło się wiele sławnych i odgrywających ważne role w naszym państwie postaci np.
Hetman Stanisław Żółkiewski jedyny człowiek który okupował Moskwę.
Zanim zacznie się coś opisywać wypadało by zapoznać się z historią danego miejsca a co chodzi o zabytki niestety niszczeją co jest prawdą ale jest tak w całym naszym kraju to patologia Polskiej władzy niestety …
Faktycznie hrubieszowskie podziemia zapowiadają się ciekawie i mogą być sporą atrakcję turystyczną. Wiadomo kiedy są szanse na otwarcie?
Pierwszy raz tak mam w życiu, że od patrzenia na sutki pękają oczy. Ktoś coś?
A ja chętnie pokonały bym ponad 300 km, żeby te /przaśne/ stragany zobaczyć – trudno o drugie takie miejsce. Dość zaskakujące odczucia