Co warto zobaczyć w Ciechocinku? Wybrałem się tam bez skierowania od lekarza. Zdecydowanie bezpieczniej jednak być w sanatorium pod opieką medyka, szczególnie specjalisty od oczu i spokoju ducha. Przynajmniej na początku, bo przy bliższym poznaniu Ciechocinek zyskuje.
Droga do tężni usłana jest straganami. Z głośnika dudnią słowa piosenki zespołu Bayer Full: „bo ja mam teścia i nikt mi w życiu nie podskoczy”. Na stolikach kiwają się plastikowe lalki, smętnie patrzą pluszowe pieski w kolorach wszelkiej fluorescencji. Pamiątkowe smycze, fajans, breloki.
Pozycje książkowe również nie zawodzą: Papież dla bystrzaków (pamiętacie Windows 3.11 dla opornych? tak, to ten sam format), dowcipy o blondynkach, One direction, kolorowanki. Oczywiście na Ziemi Kujawskiej nie morze zabraknąć artykułów góralskich. Witojcie! Znane skądinąd wyjście przez sklep z pamiątkami to przy Ciechocinku dziecięca igraszka.
Inhalacje pod tężniami
W końcu docieram do tężni. Jest tu zdecydowanie przyjemniej, chociaż moje niewytrenowane nozdrza nie czują zapowiadanego mikroklimatu. Na wszelki wypadek wdycham zachłannie. Jod, sód, chlor i brom, ciechocińska inhalacja. Drewniana konstrukcja tężni jest wypełniona tarniną, sprawdzam szybko, że to krzew z gatunku różowatych. Tężnie są trzy, wszystkie dziewiętnastowieczne.
Zanim pierwiastki uderzą mi do głowy kupuję bilet i wchodzę na szczyt tężni. Pełna elektryfikacja, ruch na schodach kierowany przy pomocy świateł. Niestety w użyciu jest tylko światło czerwone, więc łamię kodeks ruchu na schodach.
Na szczycie tężni miasto oferuje po pierwsze widok, a po drugie korytka z solanką. Wtłoczona na górę słona woda spływa po tarninie, zapewniając kuracjuszom inhalacje, chociaż to tylko efekt uboczny pozyskiwania soli z solanki.
Zagadkowa Warzelnia Soli
Jako, że podbudowa teoretyczna to moje drugie imię, ruszam do Zabytkowej Warzelni Soli. Tu kończy się proces produkcyjny soli, szlamu i ługu leczniczego. Zagęszczona na tężniach solanka trafia tu w celu warzenia, czyli po naszemu gotowania. A część warzelni przeznaczono na muzeum. Od szczegółów procesu warzenia ciekawsze są tu uzdrowiskowe dewocjonalia: stare etykiety wód leczniczych, tablice sanatoryjne i dawne przyrządy rehabilitacyjne wypożyczone prawdopodobnie z muzeum tortur.
Tam, gdzie Park Zdrojowy
Czysto sanatoryjny klimat czuć wyraźnie w Parku Zdrojowym. Na peryferiach Parku napotykam pozostałości dawnego dancingu Oaza. To prawdopodobnie tu, w dwudziestym wieku, słynny Maxi Kaz umilał paniom na parkiecie sanatoryjny czas. W tym miejscu kłaniam się wszystkim miłośniczkom i miłośnikom Urbexu. W tej dyscyplinie jestem kiepski, bo nie lubię skakać przez płot, ale chętnie zdjęcia ruder oglądam.
Im dalej w Park, tym więcej kuracjuszy. Ładne aleje spacerowe, dla równowagi usiane dziwnymi pomnikami i czekającymi na lepsze czasy drucianymi konstrukcjami. Po drodze mijam muszlę koncertową w stylu późnozakopiańskim i zmierzam pewnie na łyk wody zdrojowej. Krystynki!
Uzdrowiskowa Armatura
Drewniana pijalnia wód mineralnych to jeden z najstarszych budynków Ciechocinka. Drewniana fasada jest bogato zdobiona, źródła mówią o „drewnianej, ażurowej koronce”. W każdym razie wygląda zacnie.
Ale prawdziwe cuda zaczynają się środku. Dwa stoiska: jedno proponuje odzież, drugie uzdrowiskową wodę, Myliłby się bowiem ten, kto ruszyłby po wodę do stojącego wewnątrz źródełka. Źródełko okazałe, ale nieczynne. Mam nawet swoją teorię dlaczego. Rewitalizacja źródełka z pewnym prawdopodobieństwem przebiegała następująco:
-Panie Dyrektorze, mamy już kosztorys remontu źródełka!
-Słucham Pani Janino.
-No więc, w cenie są mosiężne, stylizowane kraniki, renowacja czaszy i marmurowy, ozdobnie frezowany marmurowy parapet.
-Do rzeczy, za ile?
-Kilkanaście tysięcy Panie Dyrektorze. Plus VAT.
-Pani Janino, zupełnie dobry kran szwagier kupił ostatnio w Castoramie za sześćdziesiąt złotych. To mamy cztery krany, puszka złotej farby, będzie trzysta złotych. Damy jeszcze w ramach dekoracji żwirek i plastikowe żabki. Trzysta pięćdziesiąt. Z robocizną!
Kontempluję wnętrze pijalni w towarzystwie butelkowanej Krystynki. Mimo wpadki z armaturą całkiem tu przyjemnie. Stary, uzdrowiskowy sznyt. Emulacja młodości, lata osiemdziesiąte. Obstawiam, że i za dwadzieścia lat niewiele się tu zmieni. Będzie jak znalazł, ale wtedy przyjadę już ze skierowaniem.
młodzież w Ciechocinku jest bardzo gościnna i wesoła. Nie pozwoli nikomu nudzić się w mieście. Pomoże w organizacji pobytu i zaoferuje towarzystwo na wieczorek taneczny w parku w tzw.Kursalu.